Nuda, panie, nuda... 2
Wczoraj pod moją notką @stanisław-orda zamieścił link do sporego zbioru zdjęć Pleszewa. Wybrałem kilka i się do nich odniosę:
Ostatni link dotyczy pieców. Piece bowiem stały się tym czymś, co podniosło Pleszew z kolan, nowe firmy, nowe miejsca pracy. Pełno firm robiących piece - normalnie piecowe zagłębie Polski - tak, jak Swarzędz i Twardogóra są zagłębiami stolarskimi. (Dwa kolejne małe miasteczka, w których nie ma nudy i może doczekają się jakiejś czyjejś notki).
Poprzednie linki dotyczą stacji kolejowej w Pleszewie. Najbardziej mi bliskie jest zdjęcie Syreny na tle budynku dworca. Ściągnąłem sobie tę fotę na pulpit i powiększyłem, szkoda, że numer rejestracyjny się nie załapał, ponieważ wszystko wskazuje na to, że wysiada z niej mój wujek.
I już informuję, że ten dworzec to stacja kolejki wąskotorowej łączącej Pleszew z wioską Kowalew. Dlaczego tak? Dlaczego nie poprowadzono normalnej linii kolejowej przez Pleszew? Z opowiadań mojego dziadka wynika, że w roku 1900, kiedy powstawała linia Katowice - Poznań, rajcy miejscy Pleszewa nie pozwolili wpuścić diabła do miasta. Poszła więc przez Kowalew cztery kilometry od Pleszewa. Na osłodę pozwolili na osobne połączenie Kowalewa z Pleszewem wąskotorówką.
Z Wrocławia do Pleszewa zawsze jeździło się tak: Wrocław - Ostrów Wlkp., przesiadka na Ostrów Wlkp. - Kowalew, później przesiadka na wąskotorówkę Kowalew - Pleszew. Jazda trwała cztery godziny i umijaliśmy ją sobie liczeniem siwków chodzących po polach. Na stacjach przesiadkowych nie czekało się długo - połączenia były ze sobą w miarę zgrane. Najlepsza jazda była za Ostrowem. Mama mówiła, że jeszcze tylko Baby Tarchały Gary (takie trzy wsie po drodze do Kowalewa) i prawie będziemy. Jako dziesięciolatek najbardziej czekałem na te niesamowite wrażenia w wąskotorówce. Jechało to powoli, ale i tak fajnie bujało na boki, do tego jeszcze te wagony chyba z dykty. Siedzenia z drewnianych listewek wybłyszczone od pup pasażerów. Jest taka linia tramwajowa we Wrocławiu: nr 3 - łączy Leśnicę z Księżem Małym. Na początku lat osiemdziesiątych linię tą obsługiwały takie tramwaje jak pierwszy z prawej z tego zdjęcia: https://fotopolska.eu/Tramwaje_we_Wroclawiu_Tramwaje_serwisowe
Jazda tym do Leśnicy była przeżyciem wyjątkowym, między Wrocławiem a Leśnicą nie było wówczas przystanków więc ten tramwaj sterowany korbą przez motorniczego rozpędzał się maksymalnie. Bujało i trzęsło i było fajnie na takich samych listewkowych siedzeniach, tylko pojedynczych. To samo było w tej wąskotorówce przy znacznie mniejszej prędkości. Zdarzało się, że dziadek odwoził mnie do Wrocławia - babcia nie lubiła podróży do tego stopnia, że nigdy u nas we Wrocławiu nie była. Jechaliśmy więc tą samą trasą, tymi samymi połączeniami tylko w drugą stronę. Dziadek nie bardzo przejmował się moim wiekiem i jak tą wąskotorówką jechaliśmy do Kowalewa to w takt stukania na połączeniach szyn zawsze rapował: Pleszew w dupie, Pleszew w dupie... Rap 1975!!! Wychodzi na to, że mój dziadek był wynalazcą rapu. Jakoś dzisiaj bym się zaryczał ze śmiechu, wówczas doceniałem to, owszem, ale na poziomie dzieciaka. Wąskotorówkę zlikwidowano, w 2015 wznowiono, muszę się przy najbliższej okazji temu przyjrzeć. Ale co tam marzyć o tem, wagony pewnie nie te, które dawniej dostarczały niezapomnianych przeżyć.
Cmentarz przy ul. Kaliskiej. To też fenomen. Grobowce z XIX wieku witają przy głównym wejściu, a później zykłe groby w takiej nieprawdopodobnej ciasnocie, że trudno się ogarnąć w kilka osób nad grobem tego, do kogo się przyszło. Tam leży ciocia mojej mamy i zawsze ją odwiedzamy. Samochód zostawiamy na parkingu Lidla, który wyrósł tam kilka lat temu. Zmarła tuż przed moim urodzeniem, ale zasłynęła w mej pamięci jako mistrzyni tortów. Tak, wiem to doskonale, kiedyś była inna mąka, inne jajka, inne było wszystko i torty też wychodziły inaczej. Otóż moja mama opowiadała, że jeszcze w czasach narzeczeństwa zostali zaproszeni przez tę ciotkę. Mój ojciec zjadł pół torta - wszyscy zaniemówili.
Tak więc, nie ma nudy, panie, nie ma.
To koniec, nie będę tego dalej ciągnął. Pozdrawiam wszystkich.
tagi: nuda
![]() |
atelin |
29 czerwca 2020 10:29 |
Komentarze:
![]() |
gabriel-maciejewski @atelin |
29 czerwca 2020 10:44 |
Też w dzieciństwie jeździłem wąskotorówką - Nałęczów - Wąwolnica - Opole Lubelskie
|
Zyszko @atelin |
29 czerwca 2020 11:04 |
Pleszew ma ciekawą legendę ilustrującą omawiany tu często konflikt miasto - wieś:
"DOBRY PIES
W czasach Rzeczypospolitej Obojga Narodów Pleszew słynął z produkcji obuwia, a cech szewców trząsł miasteczkiem. Miejscowy
dziedzic, chcąc ukrócić te wpływy, oskarżył jednego z nich o hyclowanie i zażądał wydalenia goz miasta. A były to czasy, gdy osobę, która zabijała
psy i koty lub dotykała ich zwłok, traktowano jak wyrzutka i nie podawano jej nawet ręki. Szewcy długo radzili nad odpowiedzią na tę zniewagę.
W końcu, w ramach załagodzenia sporu, wydali ucztę, na którą zaprosili magnata. Gdy ten najadł się pysznych potraw i popił je
suto winem, gospodarze oświadczyli, że podane na półmiskach mięso pochodzi od psów. Wstrząśnięty pan lekko zzieleniał, lecz nie stracił fasonu.
Całą sprawę obrócił w żart, nie chcąc jednak nagłaśniać skandalu, wycofał swoje zarzuty."
![]() |
atelin @gabriel-maciejewski 29 czerwca 2020 10:44 |
29 czerwca 2020 11:11 |
I jak przeżycia?
![]() |
gabriel-maciejewski @atelin 29 czerwca 2020 11:11 |
29 czerwca 2020 11:19 |
Przyjemne
![]() |
chlor @atelin |
29 czerwca 2020 15:19 |
W latach 60 było jeszcze sporo wąskotorówek lączących wioski nad Zalewem Szczecińskim, i parę linii w pobliżu Bałtyku. Najfajniejsze były małe parowe lokomotywki, jakby miniaturki "prawdziwych" lokomotyw.
![]() |
umami @atelin |
30 czerwca 2020 00:40 |
Wąskotorówkami to nad morzem jako dziecko jeździłem, ale takim tramwajem do Leśnicy to już raczej nie, one za stare są moim zdaniem albo były służbowe/techniczne a nie do użytku publicznego.
Może to były jednak te, model Konstal:
https://fotopolska.eu/Wroclaw/b95395,Tramwaj_zabytkowy_Bolek.html
https://fotopolska.eu/Wroclaw/b95401,Zabytkowy_tramwaj_Enusia.html
One teraz są zabytkowe. Kiedyś były normalnie w użyciu. Dziurkacz na 2 dziurki, drzwi rozsuwane na bok, sznur do dzwonka, wszystko drewniane, bonanza, to coś, czym kierował motorniczy, fajnie terkotało, jak on tym obracał (jakieś tryby).
No a trzęsło tak, że można było nerki odbić, także dziadek wiedział, co mówi :)
Zajezdnia, już także zabytkowa, na Legnickiej, kilka ulic dalej od mojego blokowiska na Popowicach.