-

atelin

Nuda, panie, nuda w tym miasteczku.

Przemsa wczoraj napisał fajną notkę o Przemszy i Mysłowicach, szykował się do niej kilka dni, a ja nie ukrywam, że do mojej notki zainspirował mnie Coryllus. Układałem ją sobie przez resztę soboty i dzisiaj zasiadłem. Przemieszam to ze stylem kolegi @umami w notce o pojeniu koni.

PLESZEW: miasto powiatowe na drodze Poznań - Kalisz. Jakieś 90 km od Poznania i jakieś 40 km od Kalisza. Rodzinne miasto mojej mamy. Kiedyś bywałem tam bardzo często i na dłużej, teraz rzadziej i to głównie na pogrzebach.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Pleszew tyle Wiki, nie będę przepisywał ani wklejał, bo będzie o czymś innym. Ale przeczytać wiadomości z Wiki warto.

Otóż Pleszew, jaki najbardziej pamiętam kiedy miałem 10 - 14 lat, jawi mi się jako wzór PRL-owskiego syfu, ale to dotarło do mnie, kiedy w 1993 roku wpadłem tam na kilka dni i zrobiłem sesję zdjęciową Pleszewowi od strony jego najbardziej zapuszczonych zaułków, podwórek z wychodkami zewnętrzymi, upadających domów, brakujących dachówek itp. 1975 - 1993: nie zmieniło się nic poza tym, że budynki były w coraz gorszej formie. To miasteczko padało na pysk. W 1975 starało się konkurować z Kaliszem o status miasta wojewódzkiego podczas gierkowskiego rozbicia dzielnicowego, ale tylko najgłupsi fantaści mieli wówczas nadzieję. Jednak w połowie lat siedemdziesiątych ub. wieku łaziłem po Pleszewie i jako dziesięcioletni gówniarz jedyną oznaką małomiasteczkowej nudy widziałem moją ciotkę gapiącą się przez okno podpartą na poduszce położonej na parapecie. Trochę jej w tym towarzyszyłem obserwując ludzi przechodzących ul. Kaliską. Nasza kamienica stała na rogu Kaliskiej i Kościelnej, jakieś sto metrów od Rynku. Przechodzący ludzie patrzyli na nasz balkon i niektórzy machali do mojej ciotki. Ciotka odmachiwała i gapiliśmy się dalej. Co było w tym balkonie takiego ciekawego? Otóż ten balkon kilkanaście lat pod rząd zdobywał pierwsze miejsce w konkursie na najładniejszy pleszewski balkon. Za sprawą pelargonii. Cały był w pelargoniach, którymi namiętnie fascynował się mój dziadek. Kiedy wchodziło się na balkon to po prostu tonęło się w zapachu pelargonii, a jak delikatnie przejechało się dłonią po kwiatach to po prostu tonęło się sto razy bardziej. Mam zdjęcie mojej mamy na tym balkonie wśród tych pelargonii z czasów, kiedy nikt nie miał mnie w planach i żadnego pojęcia o moim przyszłym istnieniu. Drugim przejawem małomiasteczkowej nudy była "Kolorowa" - restauracja przy ul. Kaliskiej widoczna z naszych okien. Tam, oczywiście, nikt nie przychodził na obiad - wiecznie zadymione i gwar, więc nie wiem do końca, czy była to nuda - raczej kreatywne jej zabijanie. Prawie na przeciwko "Kolorowej" po drugiej stronie ul. Kościelnej był sklep niejakiego Kozłowicza. Imienia nie pamiętam i na pewno już nie żyje. To był generalnie sklep z dewocjonaliami, ale było tam wszystko. Jak udało mi się naciągnąć babcię na dwa złote, to shodziłem tam i gapiłem się na święte obrazki, krzyże różnych rozmiarów, a i tak wychodziłem z dwoma pudełeczkami kapiszonów. U Kozłowicza było bowiem wszystko - takie tam 1001 drobiazgów. Później te kapiszony rzucałem na rozgrzne fajerki pieca węglowego w kuchni i patrzyłem jak babcia podskakuje nazywając mnie gałganem. Nudy więc nie było.

Były natomiast inne smaczki: 1956 rok i przejazd kolumny czołgów przez Pleszew na Poznań. Jechały ulicą Kaliską i skręcały w Kościelną. Z opowieści mojej mamy wynika, że trwało to trzy doby, ale teraz sobie myślę, że chyba cała armia sowiecka musiałaby się przemieścić. Problem z ulicą Kościelną jest taki, że jest króciótka: stała przy niej nasza kamienica z adresem należącym do ul. Kaliskiej i kawałek dalej jest kościół farny. W środku piękny, zdjęcia (czarno-białe), które tam robiłem wydobyły szczegóły niewidoczne normalnie - jakieś żyłki na marmurach widoczne na zdjęciach przy użyciu światła zastanego..., jakiś nieprawdopodobny nastrój niewidoczny gołym okiem..., dopiero w ciemni to wszystko wychodziło..., jak z Całunem Turyńskim.

Dzwoniłem tam kilka razy, ale parafialnego telefonu nikt nie odebrał, a chciałem ustalić, kto był proboszczem w 1956 roku, ponieważ ów proboszcz zatrzymał tę kolumnę czołgów i grzecznie poprosił dowódcę o zmianę trasy ponieważ mury kościoła zaczynają się rysować od wstrząsów wywołanych przez gąsienice na bruku. O dziwo się zgodził i dalej jechali już przez Rynek wjeżdżając w ul. Poznańską. Po Poznańskim Czerwcu czołgi nie wracały, pewnie porozjeżdżały się wdłuż granicy z NRD.

Park przy ul. Sienkiewicza. W parku jest staw i kiedyś były na nim łabędzie. Chyba nigdy nie były głodne, bo kto żyw rzucał im chlebek, ja też. Staw jest do dzisiaj, tylko bez łabędzi. Dziadek wynajął zawodowego fotografa, aby zrobił mi pleszewską sesję w najróżniejszych miejscach - z tymi łabędziami też mam foty.

Ner - rzeczka płynąca przez Pleszew - jako dziesięciolatek wiedziałem, że to mnie przerasta, ale mając lat dwadzieścia spokojnie bym ją przeskoczył. Jednak kiedyś wylała (chyba 1976) i w dołku na końcu ul. Sienkiewicza zrobiło się spore bajoro. Chodziło się wówczas po drewnianych pomostach w naprędce skleconych przez normalnych ludzi dzisiaj pewnie by nazwanych aktywistami społecznymi.

I mnóstwo innych wspomnień, i moich i mojej mamy..., Malin, planty...

W gównianym miasteczku nikt się nie nudził.

Dzisiaj Pleszew jest nie do poznania, rozrósł się, wypiękniał. Tak, wypiękniał! I sądzę, że nadal się tam nikt nie nudzi widząc go z rzadka.

Na koniec cmentarz komunalny przy ul. Piaski. Przy wejściu witają nas cygańskie grobowce. Jakby mogli, to wybudowaliby Taj Mahal, ale od lat kilkunastu skończyły się cygańskie imprezy 1.11. Prawie wszyscy Romowie wyjechali do GB. To też temat do pleszewskich rozmów - odetchnęli.

Tak więc, panie, nie ma nudy w małych miasteczkach, nie ma.

PS. Przepraszam, że nie zamieszczam zdjęć - są świetne. Pani Ewa Rębikowska kiedyś wytłumaczyła mi jak to się robi, ale ten sposób jest dla mnie nadzwyczaj kłopotliwy i niezrozumiały. Przy okazji apel do Gospodarza i Parasola: nie da się jakoś uprościć procedury wstawiania fot?

PS 2. Gdyby czytał to ktoś z Pleszewa..., zapraszam.



tagi: nuda  pleszew 

atelin
28 czerwca 2020 13:55
13     1329    6 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

mooj @atelin
28 czerwca 2020 15:42

Z zaproszenia - do lektury - chętnie skorzystam. Namawiam do sięgnięcia w głębsze pokłady, tak z minimum 100-150 lat starsze, jeśli jest możliwość. A więcej, jeśli jest potrzeba, wyjaśnię przez prywatną korespondencję:)

zaloguj się by móc komentować



umami @atelin
28 czerwca 2020 16:15

Musisz częściej pisać o Pleszewie, świetne historie, dzięki wielkie. Teraz, jak wpadnę kiedyś do Pleszewa, to będę wiedział, że to Twoje miasto.

zaloguj się by móc komentować

atelin @mooj 28 czerwca 2020 15:42
28 czerwca 2020 16:32

Bardzo zapraszam.

zaloguj się by móc komentować

atelin @stanislaw-orda 28 czerwca 2020 15:56
28 czerwca 2020 16:37

Dzięki wielkie za link. Tam moi rodzice brali ślub.

zaloguj się by móc komentować

atelin @umami 28 czerwca 2020 16:15
28 czerwca 2020 16:40

Trochę moje - moje to Wrocław, ale Pleszew jest na drugim miejscu.

zaloguj się by móc komentować


KOSSOBOR @atelin
28 czerwca 2020 21:15

No i Pleszew ma "naszą Hanię kochaną", Suchocką, znaczy. Apteka Pod Orłem. 

zaloguj się by móc komentować

atelin @KOSSOBOR 28 czerwca 2020 21:15
28 czerwca 2020 21:36

Takie czarne owce wszędzie się zdarzają 

zaloguj się by móc komentować

mooj @KOSSOBOR 28 czerwca 2020 21:15
28 czerwca 2020 23:13

oj tam, to napływ spod Czermina:)

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @atelin
29 czerwca 2020 10:42

Pleszew to prawdziwa metropolia w porównaniu z Dęblinem

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować